Ulica to gotowe miejsce do spożywania żywności: zaułki rynków, dworce, plaże, parki, place publiczne – wszystkie pozwalają wziąć posiłek na wynos w plastikowych pojemnikach, na patykach czy talerzykach. I to nie byle jakie jedzenie. Oprócz zaspokojenia natrętnego burczenia w brzuchu, poznasz nowe, ekscytujące smaki wielu kuchni regionalnych na całym świecie.
Czym jest street food?
Jedzenie na ulicy sprzedawano już nawet w starożytnej Grecji – były to na przykład suszone ryby, w starożytnym Rzymie zaś serwowano zupę z ciecierzycy. Z kolei w Stanach Zjednoczonych w XX wieku już kursowały amerykańskie ciężarówki ze stekami i hamburgerami, które podawano z przyczep i aut. Przykłady można mnożyć. Ważne, że dzisiaj ta odmiana sposobu jedzenia to zjawisko globalne – według danych z departamentu wyżywienia i rolnictwa ONZ, street food spożywane jest przez 2,5 miliarda ludzi dziennie na całym świecie.
Lecz co tak naprawdę kryje się pod tym angielskim terminem? Ujmując rzecz obrazowo, to spożywanie posiłku różne od pozostałych spotykanych form. Ani to restauracja, ani kawiarnia, tym bardziej fast food, sprzedający smażone posiłki na głębokim tłuszczu, jednocześnie będący własnością globalnych przedsiębiorstw i koncernów. Street food to posiłki i przekąski serwowane przez „straganiarzy-pasjonatów”, którzy zazwyczaj przy użyciu świeżych lokalnych składników, wykorzystują różne metody i techniki gotowania do tworzenia popularnych dań kuchni regionalnej. Te „malutkie biznesy” działają w sąsiedztwie ruchliwych miejsc, aby niezwykłym aromatem, zapachem i teatralnym przedstawieniem potraw przyciągnąć zgłodniałych mieszkańców i turystów, którzy zaciekawieni szukają kulinarnych inspiracji.
Zalety ulicznego jedzenia
Taka forma spożywania posiłków z pewnością jest przeznaczona dla osób, będących w ciągłej podróży, czy uprawiających styl życia, który tworzy potrzebę jedzenia szybkich, niedrogich posiłków poza domem, w biegu do pracy czy szkoły. Znośne ceny pozwalają również poszerzyć krąg konsumentów o osoby, których nie stać na wykwintne restauracje. Co więcej, autentyczne smakowo i kulturowowzbogacające tradycyjne potrawy umożliwiają zobaczyć różnorodność odwiedzanego miasta czy kraju. Spożywany na ulicy posiłek pozwoli odróżnić Meksyk od Malezji. Tego nie zagwarantuje nawet najlepsza restauracja w Paryżu, Berlinie czy Nowym Jorku, które oczywiście serwują wysokie standardy, jednak mogą być do siebie niezwykle podobne.
Kreacji takiego jedzenia sprzyja ponadto wielokulturowy charakter społeczeństwa. Będąc na przykład w Wielkiej Brytanii można natknąć się na kuchnię chińską, serwowane indyjskie curry, tureckie kebaby, greckie pity, nie zapominając o gastronomicznych specjałach imigrantów. Można tak wymieniać bez końca. Anthony Bourdain – „adwokat miejskich straganów” i ekspert od ulicznego jedzenia na inauguracyjnym kongresie w Singapurze powiedział: „Street food, jak sądzę, to zbawienie ludzkości”. Chyba coś w tym jest…
Na co uważać?
Uliczne jedzenie jest bezpieczne. Jednak stragany, stoiska czy bary niekoniecznie mogą zachęcać, zwłaszcza, jeżeli chodzi o warunki sanitarne, gdzie sprzedawca gnieździ się na małej przestrzeni, używając jednego wielkiego gara, a przy tym rzadko myje ręce. Można wtedy obawiać się o jakość serwowanych posiłków. Warto pamiętać o kilku podstawowych zasadach. Najlepiej „posiłki z ulicy” kupować tam, gdzie jada najwięcej osób, na wszelki wypadek można zapytać o opinię miejscowych ludzi. Większą pewność otrzymuje się również wtedy, gdy sprzedawca gotuje na oczach klienta – w łatwy sposób można zobaczyć, jak powstaje posiłek i czy dany składnik nie został dodany w nadmiernej ilości. Oczywiście, jeśli warzywa, a przede wszystkim mięso i ryby nie wyglądają świeżo i źle pachą, lepiej zrezygnować. Warto także pamiętać o zaszczepieniu się na tężec i wirusowe zapalenie wątroby A i B przy okazji wyjazdu do państw „bardziej egzotycznych”. Mimo potencjalnego ryzyka to na ulicznych straganach można poznać niepowtarzalne smaki i zjeść charakterystyczne potrawy.
Przykłady potraw z Europy Środkowo-Wschodniej
Oczywiście każdy kraj ma swoje ulubione, charakterystyczne potrawy, choć można też spotkać takie, które przyjęły się w ich większości, na przykład doner kebab, gyros czy lody. W Polsce na przykład królują zapiekanka, tosty, kanapki, szaszłyk z grilla, obwarzanki, chrupiące bułeczki, precle czy właśnie kebaby, ale z polskimi dodatkami – ogórkami czy kapustą kiszoną.
Bałkany, fanów ulicznego jedzenia, zachęcić mogą cevapcici – ręcznie formowanymi kiełbaskami, znanymi również jako cevapi, a także raznjici, czyli grillowanym mięsem wieprzowym czy płaskim chlebem lepinie. Z kolei za najczęściej tradycyjne jedzenie spotykane na ulicach Czech uchodzi smazeny syr– panierowany i smażony ser, podobny trochę do szwajcarskiej goudy, serwowany z tatarskim sosem, ziemniakami i odrobiną sałatki, najczęściej w miękkiej bułce typu hamburger. Innym ciekawym daniem jest parek, czyli długa, chuda wędlina w bułce z ketchupem i musztardą, a także kolache – ciastko z serem podobne do drożdżowego pieroga. Bardzo smaczny jest także smażony chleb posmarowany czosnkiem – po prostu topinky.
Na Węgrzech króluje oczywiście gulasz, strudel, wiele odmian pieczonych kiełbas, ale przede wszystkim langos – znana przekąska – smażony placek, dawniej robiony z ciasta chlebowego, dzisiaj z dodatkiem gotowanych ziemniaków, serwowany najczęściej z serem i śmietaną. Rosja natomiast słynie z blini – małych, gryczanych naleśników czy belyashi, czyli smażonych placków mięsnych. Znane są również pirozhki, po prostu pierożki oraz pielmienie ich drobniejszy rodzaj.
Na Słowacji warto skosztować podawanych na słodko naleśników o nazwie palacinky, a Słowenia oferuje głównie prebranac, czyli pikantny gulasz z fasoli i kiełbasą na wierzchu, popularny niemal jak na Węgrzech. Dodatkowo, ciekawy kulinarny specjał stanowią kiełbaski z topionym serem, surową cebulą i sosem paprykowym. Z kolei wielu, nawet nie będąc w Niemczech, słyszało o currywurst – wieprzowej kiełbasce, oblanej soczystym sosem curry, opcjonalnie z dodatkiem frytek. Jak widać, wybór ulicznego jedzenia jest ogromny, a mowa wyłącznie o jednym większym europejskim regionie.
Trochę orientalistyki
Uliczne jedzenie może kojarzyć się też ze smażonymi insektami sprzedawanymi na patykach na tłocznych rynkach. Wiele jest w tym prawdy, zarówno jak w informacji o tym, że w Indiach ulicznych sprzedawców street food jest około 10 milionów. Chyba najczęściej spotykany smakołyk stanowi tam vadai – ciastko smażone na soczewicy. W Malezji natomiast popularny jest lemak nasi, czyli ryż z jajkiem i pikantnym sosem sambal. Dodaje się doń również trawę cytrynową, chili, imbir czy nawet kokos. Znany jest także sarawak – podawany na bazie mleka tamaryndowiec z makaronem, krewetkami i ostrą fasolą.
O zwiększonej liczbie przypraw i specyficznym aromacie ulicznych potraw można mówić przy okazji wizyty w Chinach, gdzie podaje się tak zwany „hainanese chicken rice” – miękki ryżowy makaron w sosie własnym, z kukurydzą, plasterkami wieprzowiny i orzeszkami ziemnymi. Kambodża słynie zaś ze smażonych tarantul. Ludzie nauczyli się je jeść podczas straszliwych czasów Czerwonych Khmerów Pol Pota. Smak pająka podobno można porównać do mocno wysmażonej krabiej skorupy. Wie ten, kto podjął wyzwanie!